Ryszard Jabłoński
mistrz tapicerski i poeta amator. Urodzony w 1945 roku w Męcinie. Tam ukończył podstawówkę i zaczął pisać "pierwsze wierszyki". W 1962r. ukończył Zasadniczą Szkołę Drzewną w Rudach Raciborskich (województwo opolskie). Dalszą naukę kontynuuje w katowickim Technikum Przemysłu Drzewnego, pracując równocześnie w Tychach. Po odbyciu służby wojskowej w Szczecinie powraca do pracy na Śląsk a następnie w rodzinne strony do Męciny. Podejmuje pracę w limanowskiej Spółdzielni Wielobranżowej. W międzyczasie zdobywa tytuł oraz prawa mistrza w wyuczonym zawodzie. Kolejne miejsce pracy to Z.N.T.K. w Nowym Sączu.
Przez całe życie amatorsko zajmuje się poezją. Napisał ponad dwa tysiące wierszy. Drukowane one były w antologiach poezji religijnych i katolickich, kalendarzach duszpasterskich, prasie regionalnej i ogólnopolskiej.
ŻYCIA ŁAN
Bywa, że szczęście w płodozmianie życia wyrasta łanem złocistej pszenicy skrapiane łzami pełne kłosy zwycięstw kolejne fazy dojrzewania liczy Słońce zalewa ciężarem upału lub wodą życia niebo ziemię syci tak mało czasu dla szczęścia zostało w oddechu nasion trzeba los pochwycić Trzeba powietrza silnego podmuchu by w obcym polu miłość swą rozplenić odrzucić plewy otulinę kruchą ziemię korzeniem nadziei wypełnić W kiełkach istnienia odkryć czas nadziei następnym wiekom przekazać pałeczkę w sztafecie istnień swym szczęściem się dzielić na wieczne trwanie przez ziemską tułaczkę...
TUŁACZKA MARZEŃ
Wypiłem pierwszy łyk nadziei z pucharu nieustannej ciszy słuchałem krzyku niepokoju w poszukiwaniu rzeczy wyższych Byłem myślami pod kopułą w skrytej błękitu tajemnicy po której życie me się snuło w słonecznej tarczy ziemskich życzeń Schodząc na ziemię delikatnie po wietrznych szumów trampolinie czułem że nie jest to ostatnie wodzenie wzrokiem po dolinie... Usiadłem na dnie moich marzeń wstecz obejrzałem się po chwili i zobaczyłem znane twarze - ludzie z podróży też wrócili...
STADNE ŻYCIE
Wiatrem myśli w świat się pisze promieniami słońca w górze w szumie liści dzwonki słyszę słońce widzę w dnia purpurze - Muszę serce swe otworzyć tak na oścież ku nadziei po konarach drzew się płożyć słuchać wiatru epopei Zawsze wznosić się do góry moich myśli to domena głosem rozkołysać chmury wzrok zanurzać w trop jelenia Porozmawiać z jedną z saren iść za przewodnikiem stada i opuścić zgodny harem ...gdy samemu iść wypada!
KOKONY SZCZĘŚCIA
Lemieszem życia skiby słowa miłość odkłada na dnie serca w skowronków kryje się rozmowach które blask słońca w nas uświęca Z dna wonnej ziemi płyną soki którymi życie myśli karmi w bezkresie nieba słów obłoki wyrwane z wielkiej świata darni Ona w mrowisku ładu strzeże i roi pszczelich w pasiek ulach z tajemnic życia nici bierze w kokony szczęścia miłość wtula Strzeżmy przed samo przegryzieniem planów rozumu tajemnicy nie uszkadzajmy płodów ziemi by nie musiały z bólu krzyczeć
PODŁOŻE ZGODY
Słowa nadziei spływają do uszu co skargi echem od gór się odbiły do uległości skały w sercu kruszą będą w umyśle przebaczeniem żyły Powraca miłość z dalekiej podróży na życia żaglach wiatrem kołysane słońce w promieniach uśmiech sercu wróży niesienie miłości bezkresne wołanie Miłość przebacza rozumu upadki i zapomina zejścia z życia szlaku ona gorąca jest jak serce matki giną niesnaski w tle ziarenek maku One upadły na zgody podłoże z nich szczęścia kwiaty czerwone wyrosną nienawiść wiecznie przecież trwać nie może ona jak ogród oczekuje wiosny!